przygotowania

podróż

pierwszy tydzien

drugi tydzien

trzeci tydzien

czwarty tydzien

piaty tydzien

galeria

 

17/05/2005

Dzi¶ zaczeli?my nurkowaa na "Recruitment Complex" -- rafach, gdzie prowadzone jest najwiecej badan i które maj? bya najciekawsze do nurkowania. Rzeczywi?cie s? fantastyczne. Chyba najlepsze miesce jakie widzieli?my do tej pory. Masa koralowców ale i ca³e chmary ryb wszelakiej mo?liwej wielko?ci i kolorów. Od dzisiaj te? zdajemy podwodne testy ze znajomo?ci (benthic) organizmów dennych, takich jak rozgwiazdy, ogórki itp. Przy okazji zdajemy też egzamin z koralowców. Łukasz poradził sobie ¶wietnie, Aga po¶lizgnęła się na koralowcu twardym kolonialnym. Zapamięta go już na pewno do końca życia!

Generalnie jednak nasze umiejêtno¶ci nurkowe z dnia na dzieñ rosn±. Najwiêkszym wyzwaniem jest to, ¿e musimy umieæ zatrzymaæ siê w jednym miejscu w wodzie, poradziæ sobie z falami i w dodatku zrobiæ notatki na plastikowej tabliczce, która bêdzie nam s³u¿yæ do zbierania danych. Jak siê jeszce do tego do³o¿y egzaminacyjne emocje, to do¶wiadczenie podwodne jest po prostu niezbêdne.

 

do początku strony

 

19/05/2005

Dzi?, ju? drugi dzien z rzedu wylegujemy sie w 3ó?kach a? do ?niadania. Pierwszy nurek, przed ?naidaniem (6:15 albo 6:30) zarezerwowany jest dla kadry. Okaza3o sie, ?e jest kilka miejsc, które zna tylko jedna osoba (kadra zmienia sie do?a czesto) i najwyra?niej ta wiedza powinna sie "rozprzestrzeniać".

Po pierwszym nurku już oboje mamy z g3owy organizmy denne i zabieramy sie powoli za naukę ryb. Nie idzie to za szybko, ale i jest masa wiedzy do przyswojenia. mamy chyba 30 rodzin i oko3o 150 gatunków do rozpoznania. Oczywi?cie nic na si3e i nic sie nie stanie, jesli ca3a ta wiedza nie zmie?ci nam sie do g3ów, ale postanowolismy sie przy3o?ya choaby po to, ?eby nauczya sie dla siebie.Jeste?my ju? po pierwszym nurku z pokazywaniem nam ryb i wczoraj przej?eli?my sporo fotek. Postanowlismy uczya sie "od góry": najpierw nabraa pojecia czym ró?ni? sie poszczegó3ne rodziny a potem dopiero zag3ebiaa sie w gatunki. Sprawa nie jest prosta, bo niektóre ryby na pierwszy rzut oka albo w ogóle się nie różni±, albo owszem różni± się, tylko ciężko powiedzieć, czym. Łukasz postanowił wykazać się inwencj± twórcz± i wynajduje najprzeróżniejsze okre¶lenia dla różnych typów ryb. I tak rodzina sweeperów na zawsze już zostanie rodzin± ryb w ci±ży, a wrassy rybami bezogoniastymi.

Mamy tez dodatkową pomoc w nauce ryb. Kazdy z woluntariuszy musi przygotowac króciutki wyklad z jednej lub dwóch rybich rodzin po każdym z popołudniowych posiłków. Tak, że, choćby¶my chcieli, ani na chwilę nie możemy sieę od ryb uwolnić. Jak o nich nie czytamy, to otaczaj± nas w wodzie, jak o nich nie słuchamy, to mamy je na talerzu. Co w linii prostej prowadzi do ci±gu dalszego opisu naszych posiłków...

Śniadania juz opisaliśmy wcześniej, czas teraz na lunche. Lunch mamy codziennie o 13:00 i codziennie zastanawiamy sie, czy uda nam sie do niego przetrwac. Jedzenie, jak i w czasie pozostalych posilków, jest raczej monotonne - ryba, ryz i fasola. Dla urozmaicenia dostajemy tez po odrobince surówki (z pomidorów, fasolki szparagowej, ogórków - kazda wersja posypana jajkiem na twardo). Ile byśmy dali, zeby to dodatkowe jajko znalazlo sie w naszym śniadaniu! Wszystko to popijamy colą dostepną za niewielką oplatą. Jest cudownym urozmaiceniem po slonawej wodzie oczyszczanej chlorem, którą pijemy przez pozostale godziny.

Do wody tez sie musieliśmy przyzwyczaic. Najpierw piliśmy wode z butelki, ale chcąc chronic środowisko, przerzuciliśmy sie na oczyszczaną. Lokalna woda sama z siebie jest fatalna w smaku, jak juz wcześniej zaraportowaliśmy przy okazji opisu porannej kawy. Zaprawiona jodyna byla nietrawialna, przynajmniej dla Agi. Przerzuciliśmy sie wiec na wode zaprawianą chlorem. Wersja okazala sią nieco smaczniejsza, o ile mozna mówic o smaku. Koniec konców Edwin, nasz holenderski wspóltowarzysz, oddal nam swoje tabletki, równiez chlorowe, ale o pomniejszym absmaczku.

 

do początku strony

 

20/05/05

Dzi? rano mieli?my pierwsze awiczenie ze zbierania danych. Cał± noc wiało, co spowodowało, że widoczno¶ć pod wod? by3a mizerna a na powierzchni podnios3a sie ca3kiem konkretn fala. Uda3o nam sie jednak rozwin?a ta?me i zebraa pierwsze próbne dane. Ca3a operacja jest nie taka prosta. Najpierw trzeba znale?a dwa prety, które wyznaczaj? pole działań badawczych zwane transactem. W przypadku Łukasza jeden akurat znikn±ł. Potem trzeba rowin?a po rafie ta?me miernicz?i poż±dnie j±przywi?zać, ?eby nie zdryfowa3a. Badanie dna polega na zapisaniu, co znajduje sie pod ta¶m± co ka?de 20 centymetrów (na d3ugo?ci 10 metrów). Druga osoba w tym samym czasie zapisuje wszystkie bezkregowce, które znajduj? sie w odleg3o?ci 1 metra po obu stronach ta?my. Dzi? ka?da osoba z pary robi3a obie rzeczy, ?eby porównaa wyniki. Pod koniec nurka wszcze3o sie dodatkowo ma3e zamieszanie, gdy? us3yszelismy silnik 3ódki. Serie po trzy przegazowania silnika oznaczaj? dla nas has3o do wynurzenia. Dzi?, w zwi?zku z pogod? nie by3o niemo?liwe przerwanie nurkowania, wiec postanowilismy sie wynurzyc. Alarm okaza3 sie fa3szywy, nie by3 to umówiony sygna3, ale nie stracilismy wiele. Pozosta3e dwa dzisiejsze nurki zosta3y odwo3ane -- du?a fala i s3aba widocznooa -- (w tym i nurek nawigazcyjny dla ?ukasza, który potrzebuje go do przekwalifikowania sie na PADI) i za chwile wybieramy sie na piesz? wycieczkę do baobabów, niniejszym do końca spełniaj±c marzenie Agi.

Mimo wiatru na morzu, ziemia az skwierczala od slonca i upalu. Ruszyli¶my przez wioskę, gdzie jak zwykle wzbudzili¶my ogóln± sensację, potem na skróty przez step, gdzie słońce prażyło po prostu niesamowicie. Nasze tempo słabło z każdym krokiem i udało nas się rozci±gn±ć na przestrzeni dobrych kilkuset metrów. Czę¶ć z nas jeszcze miała siłę rozmawiać, czę¶ć po prostu monotonnie stawiała krok za krokiem, co i rusz sięgaj±c po butelkę z wod±. Po jaki¶ 45 minutach wreszcie dotarli¶my. Wszystkim zaparło dechw piersiach i natychmiast odzyskali¶my energię i r±czo ruszyli¶my w kierunku drzew-gigantów.

A bylo na co patrzec. Baobaby w okolicy Andavadoaka to oddzielna rodzina drzew, wyjątkowo pokraczna. Inne baobaby potrafią byc smukle i strzeliste, te wyglądaly jak przerośniete kartofle. W dodatku, mimo, ze byla to pora posiadania przez nie liści, sprawialy wrazenie z lekka obumarlych. Baobaby zyją do 3000 lat. Jeden z baobabów spruchnial i zapadl sie w siebie. Wyglądalo to niesamowicie - tak potezne drzewo z wnetrznościami jak gąbka.

Baobaby okazaly sie jednak tylko jedną z wielu atrakcji. Najpierw wypatrzyliśmy gigantyczne owady w kolorach rodem z Indii, a w drodze powrotnej natkneliśmy sie na kameleona. Zlapaliśmy go w momencie przekraczania ąciezki, tak,ze mial nieco klopotów z decyzją, w jakim kolorze nam sie pokazac. Myśle, ze byl to jeden z bardziej obfotografowanych kameleonów w okolicy Andavadoaka. Sesje zniósl cierpliwie, ale jak tylko daliśmy mu szansą, szybko wyewakuowal sie w pobliskie krzaki.

Reszta dnia minela nam leniwie, Lukaszowi na hamaku, gdzie pochlanial ksiązke "Shadow divers" a Adze na plazowaniu.

 

do początku strony


21/05/05

Dzi¶ rano nurkowanie znowu odwołane. Jest jeszcze fala z poprzedniego dnia (wiało ¶rednio 8.8 m/s). Zanim zd±żyłem skonczyć pisać ten paragraf nastapi3y dwie zmiany planów i nurki jednak sie odby3y. ?ukasz zrobi3 nurka z nawigacji i oficjalnie ma uprawnienia uprawniaj?ce do wziecia udzia3u w kursie na PADI Rescue Diver. Niestety fala na morzu by3a dalej do?a konkretna, tak, ?e ?ukasz wróci3 z nurka z twarz? w kolorze zielonym. Teraz ju? jest lepiej i jest nadzieja, ?e lunch wyjdzie mu na zdrowie. W przeciwnym przypadku czeka go niez3a g3odówka, gdy? nawet po du?ym lunchu na godzine przed obiadem g3ód nie?le nam ju? doskwiera, szczególnie po gerneralnym sprz±taniu obozu, które czeka nas po południu. Sprz±tanie okazało się także urozmaicone, jako, że wiatr spowodował, że odpływ był wyj±tkowo duży i nasza łódka nurkowa, zamiast w wodzie na brzegu, wyl±dowała na ¶rodku ławicy piaskowej. Trochę nam zajeło, żeby ja zepchn±ć poza linię wody, za to piasek porz±dnie wyczy¶cił wszystki algi i glony z jej dna. Tak porz±dnie, że nawet jedna z listewek przymocowanych do dna odpadła.

Wieczorem, jak to zawsze przed dniem wolnym, czekala nas wyzerka. Codzienne obiady są raczej niewykwintne - tradycyjne ryba, ryz i fasola, czasami dodatkowo albo ziemniaki, albo makaron. Na deser mamy zwykle jakiegoś owoca lub boboki - coś co z zalozenia najpredej przypominaloby niewyrosnietego pączka. Za to obiady przed dniem wolnym, to prawdziwe uczty. Sami mozemy zdecydowac, co chcemy jeśc i raz w tygodniu objadamy sie ile sie da. Jedzienia jest na tyle, ze dla kazdego starcza i jeszcze zostaje. W dodatku i na urozmaicenie nie mozemy narzekac. Zawsze jest ryz i makaron, tyle, ze zmieszany z warzywami, dodatkowo frytki - tluste makabrycznie i z reguly zimnawe (jakich w Europie za nic byśmy nie tkneli), ale jako odmiana smakują nieprawdopodobnie. Juz tradycyjnie zamawiamy kalmary w czosnku, które po prostu rozplywają sie w ustach. Dodatkowo dostajemy rybe, salatki i czasami nawet warzywa na gorąco. Wszystko to popijamy shandi - piwem zmieszanym ze spritem, siedząc przy stole ozdobionym kwiatami bungewilli. Na deser tym razem dostaliśmy nalesniki z czekoladą - coś niesamowitego!

Wieczór przed dniem wolnym wiąze sie z jeszcze jedną tradycją - co tydzien wybieramy osobe, która popelnila lub powiedziala najwieksze glupstwo. Nieklamaną faworytką naszego wyjazdu zostaje Teg - 18-toletnia Angielka o poziomie naiwności pieciolatka. Najpierw usilowala szukac swoich pletw równocześnie trzymając je w garści, w kolejnym tygodniu zorientowala sie, ze sama pwinna nosic butle do naladowania. A wydawalo sie jej, ze nasi dzielni panowie to za nas wszystkie robią:) Karą za takie glupstwo jest nieprzerwane wypicie 0,6 litra wybranego przez ofiare plynu przez fajke nurkową, tak zwany snorkle test. Oboje mamy do niego stosunek mocno krytyczny, jako, ze zwyczaj nie jest przyjemny ani dla widowni, ani dla ofiary, ale tradycja jest tradycją. Choc oboje nie wątpimy, ze bedziemy sie starali od niej wykpic za wszelką cene, jeśli przyjdzie nasza kolej. A kolej na pewno rpzyjdzie, pniewaz owa atrakcja spotyka kazdego nurkowego kursanta a my oboje na powaznie przymierzamy sie do kursu ratownika nurkowego.

Wieczór konczymy na plazy przy ognisku i gitarze i przy powazach tanca z ogniem zaprezentowanego przez lokalnego czlonka staffu.

 

do początku strony


22/05/2005

Dzi¶ znowu dzień wolny (ależ szybko zleciał kolejny tydzień). Wybieramy się do s±siedniego (1,5 godziny marszu) hotelu na lunch. Podobno tamten ma dobr? kuchnie, bież±c± wodę i inne przyjemno?ci, których u nas zdecydowanie brak. Droga prowadzi nas wzdłuż zatoki i dalej przez mangrowce. Czlapiemy powoli, upajając sie wolnym czasem i obserwując rybaków bijących wioslami wode w celu napedzeinia ryb. Metoda nie wydaje sie zbyt efektywna, ale innej nie mają.

Sam hotel - "La Guna Blu" rzeczywi?cie stoi na zupe3nie innym poziomie luksusu. Wlaścicielami hotelu są trzy pary Wlochów, spedzających tam na zmiane po jednej trzeciej roku. Sam hotel zbyt duzego ruchu nie ma, ale i skąd mialoby byc inaczej, skoro lezy na koncu świata i to w sporym oddaleniu od jakichkolwiek innych atrakcji. Nawet "po drodze" ciezko tu trafic, bo lezy z dala od ubitego szlaku. Zresztą madagaskarscy globtroterzy predzej zatrzymają sie w miejscu takim jak hotel przy naszym obozie, niz tu, bo i cena jest wyzsza i daleko dojechac. Ponoc jedyny czas, kiedy Laguna Blu peka w szwach to okres Bozego Narodzenia.

Woda w lazienkach nagrzewa sie od slonca, są porządne toalety, na tarasie mamy mozliwośc powylegiwac sie w hamakach i wygodnych fotelach popijając espresso. Mi3o jest spedzia pare godzin gdzie indziej. Lunch by3 niez3y, ale bez obiecanych rewelacji: homary sie nie z3apa3y, a pani od czekoladowego ciastka, które chodzi nam po g3owie ju? od paru dni, najwyra?niej juz tam nie pracuje. Makaron za to by3 smaczny, ryba te?, a ry?u nie by3o ani ?ladu. Pobyczyli?mysie troche na werandzie, zrobili?my sesje zdjeciow? ?ó3wiom i przyszli?my z powrotem przy okazji oglądając pobliską wioske. W sumie, tak naprawde, to najciekawszy by3 spacer. Zaj?3 oko3o dwóch godzin w ka?d? strone i prowadzi3 po piasku, skale, która jest ewidentnie wypietrzon? raf?, brodem przez chyba rzeke i przez powypalany krajobraz jak z Ksie?yca. Uda3o nam sie spokojnie wrócia przed zmierzchem i na dodatek od razy za3apalismy sie na wode na nasza niewyszukaną i mocno slonawą kapiel! Teraz jeste?my czy?ciutcy i wyp3ukani i czekamy na obiad.

 

top

 

przygotowania: podróż : tydzien 1 : tydzien 2 : tydzien 3 : tydzien 4 : tydzien 5

galeria : strona domowa Agi i Lukasza










Baobaby z okolic Andavadoaka

Baobab "Wsciekla Mrówa"

Kameleon

Kameleon - zblizenie

...i ciag dalszy...

A tu juz modliszka zamieszkujaca jednaz naszych toalet

Wieczorne występy Bica

...prezentowane z ognistym temperamentem

Przed hotelem Laguna Blu

Aga leniwiec na hamaku

Lukasz na tarasie

Lokalny zólw

Ciag dalszy sesji zdjeciowej zólwia

Zasypana piroga

Krajobraz ksiezycowy

Zalana droga

...przez bród

Mangrowce

Zachód slonca w mangrowcach

Jeden z krabów zamieszkujacych mangrowce