przygotowania

podrƒĎ

pierwszy tydzien

drugi tydzien

trzeci tydzien

czwarty tydzien

piaty tydzien

 

09/05/2005

Obudziwszy sie bladym switem, mamy wreszcie szanse rozejrzec sie dookola. Nasza chatka lezaca na skarpie nad samym brzegiem morza, szczytem komfortu nie jest, ale nie jest tez zla - cala z drewna, pokryta palmowymi liscmi, ktƒre nauczylismy sie doceniac juz na Filipinach, z betonowa podloga i scianami dodatkowo zabezpieczonymi materialem, ktƒry do zludzenia przypomina ruskie torby z bazarƒw. chatka ma ponoc nie cieknac, choc najchetniej nie sprawdzalibysmy tego. A jako, ze sezon deszczowy juz minal, tak, ze mamy szanse.

Chatka posiada tez lazienke, ktƒra z kolei posiada prysznic. woda natomiast ma sie pojawiac rregularnie trzy razy dziennie: kolo 7:00, 12:00 i 17:00. Wtedy to bedziemy mieli szanse na prysznic i nalapanie wody do picia. Na razie w ciagu porannej 10-o-minutowej dostawy wody udalo nam sie zmyc brudy z wczorajszej podrƒzy, a bylo co zmywac.

Strategie opracowalismy szybko i bezproblemowo - najpierw jedno sie moczy i wyskakuje spod prysznica, potem drugie namaka a pierwsze sie rƒwnoczesnie mydli. I kolejna zamiana na mydlenie i plukanie. Wszystko razem da sie zalatwic w niecale 5 minut, tak, ze nie powinno nam grozic zostanie z mydlem w oczach. Ale na wszelki wypadek zaczynamy zbierac kolekcje pustych butelek i magazynowac wlasne zapasy wody.

Na dzis mamy tez zaplanowane pierwsze nurki - Lukasz o 8:30, Aga o 10:30. Cala sprawa opƒznila sie dosc mocno ze wzgledu na papieruchy (zezwolenia na nurkowanie od lekarza i lojalki) oraz egzaminu na sprawnosc ogƒlna, ktƒry polegal na tym, ze musielismy przeplynac okolo 400 m. W koncu okolo 9:30 wyruszylismy lodzia na morze. Po wejsciu do wody okazalo sie, ze widocznosc jest okolo 2-3 metrƒw, wiec po pieciu minutach bylismy z powrotem na powierzchni. W konsekwencji, drugi nurek zostal odwolany. Moze i dobrze dla Agi, bo dzis meczy ja troche zoladek. Nic powaznego jak na razie (odpukac) -- najprawdopodobniej po prostu zmiana diety. Za 10 minut bedzie lunch, ktƒrego juz nie mozemy sie doczekac. Sniadanie jest mocno ograniczone zarƒwno w rozmiarze jak i o wyborze. W "hoteliki", doktƒrego przynalezy nasza baza, Dostajemy pokrojone bagietki i miƒd, do tego troche jajecznicy (chyba nawet nie bedzie po polowie jajka na glowe). Do tego kawa i herbata, obie slonawe z braku innej wody. Dodatkowo kawa jest prazona na miejscu, tak, ze jej smak jest codzienna niespodzianka.


11/05/2005

Wczoraj bylismy na spacerze po plazy i po wiosce. Najwyrazniej polityka Blue Ventures polega na tym, zeby "pomƒc lokalesom pomƒc sobie", czyli dac im przyslowiowa wedke zamiast ryby. Chociaz celem nadrzednym wydaje sie raczej pomoc przyrodzie niz ludziom. Generalnie wioska jest bardzo biedna i calkowicie zalezna od tego, co da im morze. Mezczyzni i chlopcy codziennie rano wyplywaja na polƒw i cokolwiek zlowia albo sprzedaja posrednikom, albo zabieraja do domu. Polowy bardzo sie rƒznia wielkoscia, ale generalnie nie naleza do olbrzymich. Czasami jest to jedynie 5 ryb. Wyglada na to, ze jednym z naszych zadan w czsie tej wyprawy bedzie monitorowanie polowƒw. Polega to na oszacowaniu liczby zlowionych ryb, ich rodzajƒw i wielkosci. Nie bardzo jeszcze wiemy jak to mamy to robic, skoro sami "naukowcy" maja czasem klopoty z identyfikacja ryb. Z racji zapachƒw panujacych na plazy nie zapowiada sie to zbyt fascynujaco. Ale pozyjemy -- zobaczymy.

...ale wracajac do wioski. Liczy ona okolo 1000 mieszkancƒw, z czego 60% populacji to dzieci ponizej 15 roku zycia Sa tu dwie szkoly podstawowe (prywatna, ktƒra dla mieszkancƒw jest droga - okolo 70 eurocentƒw za miesiac, i publiczna, w ktƒrej brakuje nauczycieli). Wyglada tez na to, ze czeka nas zadanie uczenia lokalnych dzieci angielskiego raz w tygodniu.

Wioska lezy na samym skraju morza, na piaszczystym terenie praktycznie bez grama zieleni. Oczywiscie nie ma tu drƒg, zreszta po co - powozy zaprzezone w zebu sobie poradza, a na miejscu jest tylko jeden samochƒd nalezacy do lokalnego kacyka. Jesli ktos chce tu dojechac to i tak potrzebuje samochodu terenowego, bo droga prowadzaca do wioski tez nie istnieje.

Tutejsze domy sa zbudowane w podobnym stylu jak nasza chatka - drewno i liscie palmowe, tyle, ze bez zbednego luksusu, jakim jest betonowa podloga. Zapachy panujace w ich okolicy sa mocno przytlaczajace - psujace sie ryby, ogƒlny brud i brak mycia. Wszyscy mieszkancy ubrani sa bardzo biednie - podarte koszulki i krƒtkie spodenki, ewentualnie spudnice. Lokalni mlodziency wyrƒzniaja sie szykownymi fryzurami, ktƒrych punktem nie do przegapienia jest ufarbowana na blond grzywka.

W wiosce jest tez kilka sklepikƒw, zwanych Epi-barami. Mozna w nich kupic cole, czekolade, ciastka, szare mydlo, paste do zebƒw smakujaca wapnem, rum, piwo i wszechobecny koncentrat pomidorowy. Zapowiada sie, ze w kwestii slodyczy bedziemy musieli oprzec sie na naszych zapasach batonikƒw musli. Wyliczylismy, ze powinnismy przetrwac do konca jedzac codziennie po jednym batoniku na nas oboje.

 

do poczatku strony

 

12/05/2005

Wreszcie zaczelismy nurkowac na powaznie. Na poczatku jeszcze glƒwnie po to, zeby zmierzyc ogƒlny poziom i umiejetnosci. Mamy w grupie, ktƒra jest zreszta raczej niewielka, dwie dziweczyny na poziomie Open Water, jedna calkowita nowicjuszke i jednego Rescue Diver-a. No i nasza dwƒjka... Po ostatnim wykladzie z koralowcƒw nurkujemy glƒwnie po to, zebysmy zaczeli w praktyce dostrzegac to, co mamy zaczac rozpoznawac. A jest tego niemalo - juz samych koralowcƒw i innych stworƒw rosnacych na dnie morza jest cala masa, do tego dochodza nam bezkregowce a w perspektywnie mamy nauke ryb. Docelowo mamy rozpoznawac ryby z dokladnoscia do gatunku i rodziny, bezkregowce z dokladnoscia do rzedu, a koralowce na poziomie twardosci. Te ostatnie okazuje sie bywaja nie tak znowu oczywiste. Twarde koralowce maja delikatne polipy i twarda baze, a miekkie koralowce w dotyku przypominaja gume. Dzis szkolenie skoncentrowalo sie glƒwnie na koralowcach twardych. Jeden z nich - galaxia jest wyjatkowo przepiekny. Dzisiejsze nury poranne odbyly sie wreszcie przy lepszej widocznosci. Druga grupa (z Aga) miala juz naprawde bardzo przyzwoite - 16 m.

Rozklad dnia robi sie nam powoli coraz bardziej zapchany. Podzielono nas na 2 grupy i kazda z nich ma zadania zwiazane z codziennym zyciem obozowym: pomiary i zapisywanie stanu pogody, sprzatanie klasy i okolic baraku nurkowego, dopilnowanie wymiany wody do plukania sprzetu nurkowego i wklepywanie danych z calego dnia do komputera. Dodatkowo na kazdego nura oprƒcz nurƒw wlasciwych przypada jedna osoba czuwajaca na brzegu i jedna na lodzi na wypadek potencjalnych problemƒw. Jest nas w sumie szescioro ochotnikƒw, wiec roboty jest dosc.

 

do poczatku strony

 

15/052005

Dzis, jak juz co dzien, nurkujemy od samego rana. Pierwszy nur zaczyna sie o 6:30, drugi o 9:00. W naszej grupie jest bardzo malo wolontariuszy, wiec kazdy ma cos do roboty na obu nurkach. Powoli jestesmy coraz lepiej zorganizowani i udaje nam sie zjadac sniadanie bez strasznego pospiechu. Same sniadania zaczynaja powoli robic sie problemem, bo znikl miƒd i pozostaje sucha bagietka (dzis nie bylo ani masla ani jajek), kleik ryzowy i skondensowane mleko. Troszke slabo jak na ludzi aktywnych od 6:30 do lunchu o 13:00. Mamy zamiar pomolestowac troche nasze "dowƒdztwo" i albo cos zorganozuja albo oficjalnie powiedza, ze na dodatki do sniadan nie ma co liczyc. Wtedy zajmiemy sie sprawa na wlasny rachunek.

Nurki, jak dotad, rekompensuja nam wszystko. Dzis znowu przygladalismy sie bezkregowcom i widzimy ich coraz wiecej w miejscach, gdzie dotad widzielismy tylko "nudny koral". Morze uspokoilo sie a wiocznosc waha sie w granicach 12 - 20 metrƒw. Same nurki sa organizowane w sposƒb raczej konserwatywny - glebokosc do 18-u metrƒw i 45 minut pod woda. dowƒdztwo nie chce ryzykowac zadnego, chocby najmniejszego wypadku, bo najblizsza komora dekompresyjna znajduje sie dopiero na Mauritiusie, 6 godzin lotu helikopterem.

Jutro mamy dzien wolny. Nie wiemy jeszcze do konca, co to znaczy, ale na pewno nie nurkujemy. Mysle, ze i wykladƒw nie bedzie. Dzis za to mielismy "maitenence day", czyli gruntowne sprzatanie "bat cave" - naszego miejsca przechowywanie sprzetu nurkowego oraz mycie i skrobanie lodzi od srodka i z zewnatrz. Wieczorem wybieramy sie wszyscy na impreze do wioski. Ciekawe, jak bedzie...

Na impreze do wioski wybrala sie tylko Aga -- Lukasz staral sie nie oddalac za daleko od toalet: zmiana jedzenia i klimatu zwykle powoduje jeden dzien drobnych klopotƒw zoladkowych. Reszta ekipy poszla do lokalnego baru na lokalna dyskoteke. Najpierw zostalismy poczestowani miejscowym bimbrem - cieplym i paskudnie pachnacym. Na szczescie obowiazku picia nie bylo, tak, ze wiekszosci udalo sie wykpic i przejsc na piwo, ewentualnie rum. Potem zaczela sie impreza przy lokalnym disco polo - bardzo rytmiczna lupanka. Na sali znajdowali sie praktycznie tylko panowie, czy tez raczej chlopcy, owa wioskowa smietanka z ufarbowanymi grzywkami. Panie (oprƒcz nas, oczywiscie) byly dwie - barmanka i jeszcze jedna dziweczyna. Tance w takim ukladzie odbywaly sie w kƒlku i robily niesamowite wrazenie na poly etnicznego tanca zaklinania deszczu. Reszta wioski (ta czesc, ktƒrej nie bylo stac na zaplacenie wejsciƒwki) zebrala sie na zewnatrz baru i tam imprezowala we wlasnym gronie. Wlasciciele baru zabezpieczyli sie przeciwko jakiemukolwiek wscibstwu i na ten wieczƒw zaslonili wszystkie dziury kawalkami materialu. Ogƒlnie wrazenie bylo niesamowite, choc kolo pƒlnocy z ulga w uszach ucieklismy do bazy wsluchac sie w fale rozbijajace sie o brzeg, po drodze podziwiajac miliony gwiazd.

 

do poczatku strony

16/05/2005

Dzis dzien wolny! Nie ma wykladƒw, nie ma nurkowania. Trafil nam sie chyba najgoretszy, jak na razie, dzien i bylo milo spedzic go czesciowo czytajac w hamakach, czesciowo leniwie sie snujac, czesciowo na grach plazowych a czesciowo baraszkujac w wodzie. Juz bardzo dawno nie zdarzylo sie nam po prostu chlapac w cieplym morzu.

Wieczorami mamy juz tradycyjnie dwudziestominutowe zajecia jogi prowadzone przez jedna z woluntariuszek, Shami - pƒl-Chorwatke, pƒl-Syryjke. Takie zajecia to pewnie marzenie kazdego joggisty - zloty piasek, zachƒd slonca, mozliwosc zanurzenia sie z oceanie... Czasami tylko musimy sie spieszyc, zeby zdazyc na ostatnia dostawe wody na kapipel, inaczej czeka nas noc w zapiaszczonym lƒzku.

Tego wieczoru lekcja jogi skonczyla sie wyjatkowo sensacyjnie - Ana, nasza nurkowa nowicjuszka i 18-letnia Angielka, wbiegla na skarpe krzyczac: "Zlapalismy go!!!". W chatce dziewczyn od kilku dni grasowal szczur, ktƒry najpierw pozywial sie ich slodyczami (my nasze zapasy batonikƒw trzymamy w skrzyni zamknietej na klƒdke), potem przerzucil sie na kremy a poprzedniej nocy niszczycielska dzialalnosc rozszerzyl na plecaki i bielize. Dziweczyny zdecydowaly sie nawet na przeprowadzke, szczur chetnie przeniƒsl sie z nimi. W dodatku szczur nalezal do madrali i skutecznie omijal pulapki. Do czasu... Dzis zwabil sie na czekolade i byl to ostatni slodycz, ktƒry udalo mu sie zjesc.

 

do poczatku strony

 

przygotowania: podrƒĎ : tydzien 1 : tydzien 2 : tydzien 3 : tydzien 4 : tydzien 5

strona domowa Agi i Lukasza









Kuchnia w CocoBeach
Sniadanie

Dzem pomidorowy i lokalny miod
Lukasz opisujacy nasze przygody

Aga przed naszym domkiem
norklowanie
Sprzatanie Bat Cave'a

Przygotowania do sprzatania lodki

Przerwa popoludniowa
Lukasz wprowadza dane
Wieczorna joga
Wieczorna joga
Wieczorna joga