przygotowania

podróż

pierwszy tydzien

drugi tydzien

trzeci tydzien

czwarty tydzien

piaty tydzien

galeria

 

23/05/2005

Jest poludnie a my juz po dwóch nurkach. Na pierwszym David pokazywal nam ryby -- widocznośc byla taka sobie, ale miejsce bardzo interesujące - w sumie bardzo przyjemnie.

Na drugiego, wybitnie rekreacyjnego nurka pojechalismy tylko z samą "czapką" kadry na miejsce zwane Yellow Stone Road. Miejsce okazalo sie rewelacyjne! Seria dlugich rozpadlin w rafie, z piaskiem odbijającym promienie slonca na dnie i fala majtająca nas to w przód to w tyl. Prąd rzucal nami, a razem z nami wszystkimi rybami w okolicy. Najwiecej bylo surgeonów Powder Blue, ale to nie ryby, a uksztaltowanie rafy zapieralo dech w piersi. Sciany rafy ciagnely sie od 2-óch metrów przy powierzchni do prawie 15-u zwezajac sie w korytarze nie szersze niz 80 cm. Tu i ówdzie trafialy sie male jaskinie i swim-throughs. A na samym poczatku trafil nam sie rekin, który ma tam ponoc swoja siedzibe! Zreszta, nawet jezeli nie byloby rekina, to i tak niewatpliwie byl to nasz najlepszy nurek jak dotychczas.

Popoludnie znów mija nam na nauce ryb. Szanse na to, ze im poradzimy rosna, choc na poczatku sprawa wydawala sie raczej beznadziejna. Znajdujemy tez czas na slodkie lenistwo i przebijanie sie przez co ciekawsze pozycje ksiazkowe z lokalnej biblioteczki. Lukasz wykopal czasopismo "Wired" z czerwca. Smiesznie czyta sie o zaawansowanych technologiach w miejscu, gdzie prad pojawia sie tylko od 16:00 do 21:00, woda trzy razy dziennie po 15 minut a polaczenia ze swiatem zewnetrznym praktycznie nie ma, jedynie telefon satelitarny na szczególne okazje. Wszystko to nam uswiadamia, jak bardzo zycie w Europie rózni sie od lokalnych warunków i jak latwo jest poradzic sobie bez wiekszosci "niezbednych do zycia" rzeczy.

 

do początku strony

 

24/05/2005

Zeby nie zrobilo sie za nudno, postanowilismy sobie urozmaicic zycie podróza po okolicy. Dzis pojechalismy do Morombe, miasteczka oddalonego od Andavadoaka o 40 km., zeby zarezerwowac powrotny przelot do Antananarivo. Wyszlo nam, ze jesli chcemy wracac tak, jak przyjechalismy - czyli buszowa taksówka, to musimy zarezerwowac sobie z tydzien, a troche szkoda nam nurków. Wykorzystalismy okazje, ze Catherine, dziewczyna Kanadyjczyka Marca, wracala do domu i podlaczylismy sie. Marcowi udalo sie zorganizowac traka z hotelu Laguna Blu, tego samego, w którym jedlismy lunch dwa tygodnie wczesniej.

Wynajecie samochodu w naszej okolicy to nie lada wyzwanie. Dostepne sa jedynie dwa - lada zmanierowanego bogacza z Andavadoaka i trak z hotelu. I choc praktycznie wszystko jest tu raczej tanie, podróz samochodem jest makabrycznie droga - ponad 100 euro za przejazd 40-u kilometrów.

Droga zajela trzy bite godziny w kazda strone na pace niesamowicie kopc?cej i ha3asuj?cej cie?arówki. W dodatku oprócz kierowcy w kabinie zasiad3 pomagier w3a?ciciela ciezarówki (ten sam napuszony baranek, któremu wydaje sie, ze zarz?dza Laguna Blu), który to postanowi3 nauczyc sie prowadzic. Szybko okazalo sie, ze jego umiejetnosci nie wychodzily poza samo uzywanie kierownicy, bo biegów zdecydowanie nie umial zmieniac. Jechalismy wiec na dwójce w klebach spalin przysluchujac sie calkiem udanym próbom zarzniecia silnika i modlac sie, zeby tylko udalo nam sie dotrzec na miejsce. Folkloru dopelniala narzeczona pomagiera ubrana w czerwona stylonowa wieczorowa sukienke bez pleców cala droge albo wiszaca u pasa swojego chlopaka (tego samego, który zneczal sie nas trakiem i nami), albo malujaca paznokcie pod kolor sukienki.

Morombe okazalo sie nie tyle metropolia, co nieco wieksza wioska. Nasi wspólkolonisci byli mocno zawiedzeni, ze nie udalo nam sie dla nich zrobic prawie zadnych zakupów spozywczych. Zamówienia orbitowaly wokól dodatków sniadaniowych o duzej zawartosci cukru. Niektórzy marzyli o nutelli, realisci bardziej o dzemie z czegos innego niz pomidory, a depseraci o kawie. Niestety wszyscy musieli obejsc sie smakiem oprócz tych, którzy zaryzykowali zamówienie dzinu i wina.

Nam udalo sie zamówic bilety samolotowe. Dostalismy je wypisane recznie wraz z ostrzezeniem, zeby stawic sie na lotnisku odpowiednio wczesniej. Poczatkowo ta sugestia rozsmieszyla nas do lez, jako, ze lotnisko w Morombe raczej ciezko porównac do Schipholu czy nawet Okecia, ale wkrótce okazalo sie, ze nie ma sie z czego smiac. Otóz samolot Catherine przylecial prawie godzine wczesniej, szybciutko ja zapakowal i odlecial wcale nie przejmujac sie sugestiami z rozkladu lotów. My jeszcze podskoczylismy na lunch do miejscowej jadlodajni, do której bez rekomendacji nigdy nie odwazylabym sie wejsc. Stek z zebu w sosie pieprzowym i salatka z pomidorów byly w stanie zrekompensowac nam wszystkie niedostatki podrózy i jednoczesnie uswiadomily nam, jak chetnie zmienimy diete po powrocie do cywilizacji.

 

do początku strony

 

25/05/2005

Ostanie dni przebiegły dosc podobnie. Nie to, zeby monotonnie, ale rozk3ad nam sie ustali3. Nurki i czas wolny up3ywaja pod znakiem uczenia sie ryb.Wczoraj popsu3a sie bardzo widoczno?a pod wod?. Pierwszy nurek odby3 sie przy 3 metrach widoczno?ci, drugi przy 8-u, ale na rafie przy brzegu. Powoli tez zblizamy sie do konca badan dna. Wygląda na to, ze jak nie zdamy ryb, to zostaną nam tylko nurki rekreacyjne. Moze nie byloby to takie zle rozwiązanie:) Ale i tak uczymy sie. Kilka rodzin mamy juz poządnie opanowanych, ale konca nauki jeszcze nie widac. Nasi "nauczyciele" mocno nas dopingują, nawet przelozyli egzaminy, zeby tylko zwiekszyc nasze szanse. Inaczej sami bedą musieli liczyc wszystkie okoliczne ryby. Najbardziej stresujący jest egzamin komputerowy, poniewaz są do niego tylko trzy podejścia. Jeśli nam sie nie uda, to nici z egzaminu praktycznego i zdecydowanie nici z badan.

Wieczorem odbywa sie niesamowite widowsko z cyklu "światlo i d?wiek": ze wszystkich stron otoczy3y nas burze. Prawie wcale nie pada3o, ale b3yski pojawia3y sie dos3ownie co kilka sekund i z ka?dej mozliwej strony. Jeste?my bardzo daleko od wszelakich ?wiate3, wiec prawie ca3kowit? ciemno?a (by3o troche ?wiat3a z gwiazd -- niebo nie by3o ca3kiem zachmurzone) co rusz roz?wietla3y b3yskawice. Wra?enie by3o naprawde niesamowite. Czekaly tez nas dodatkowe wrazenia smakowe - na obiad mieliśmy przepyszną barrakude.

 

do początku strony

 

27/05/2005

Dziœ z widocznoœciš pod wod? ponoa by3o troche lepiej, ale i tak pozosta3e nurki zosta3y odwo3ane. Za to idziemy na wycieczke do lasu mangrowego. Wczoraj mielismy ma3y wyk3ad o mangrowcach, a dzis bedziemy mieli szanse zobaczya jak to wygl?da. Woda bedzie wysoka -- zabieramy maski i fajki i zajrzymy troszke pod wode. Faktycznie, udalo nam sie rozróznić wszystkie rodzaje mangrowców, o których slyszeliśmy poprzedniego dnia. Najbardziej niesamowitą cześcią drzew mangrowych są ich korzenie - wybrzuszające sie i rozgaleziające w najbardziej niesamowity sposób. Mangrowce rosną na granicy morza i co i rusz zalewa je przyplyw, tak, ze korzenie muszą wytrzymac wymywanie gruntu, brzydką pogode i nienajdogodniejsze podloze. Lasy mangrowe spelniają bardzo wazną role w tutejszym ekosystemie. Wlaśnie tu mlody narybek ma swoją kryjówke, mieszkają kameleony (jednego niektórym z nas udalo sie zobaczyc) i zyją nieprzebrane ilości krabów. Niestety mangorwce są tez bardzo wartościowym materialem do budowy domów, a lokalni mieszkancy nie zdają sobie sprawy, jak bardzo zaklócaja biologiczną równowage poprzez nieprzemyślane wycinanie drzewostanu. Blue Ventures przemyśliwuje sposobu na ochrone tej okolicy, ale sprawa wydaje sie nieprosta.

W drodze do mangrowców dostrzegliśmy tez lokalesów gmerających przy lódce porzuconej przez bylego managera Coco Beach (tego, który pierwszego dnia uciekał zabieraj±c generator pr±du). Ciekawe, co kombinuj±? Swoj± drog± mamy już nowy generator, przywieziony przez wła¶ciciela hotelu, który na miejscu pokazał się po raz pierwszy od roku i do razu zabrał się za planowanie remontu. Sprawa pewnie zakończy się na planowaniu, bo tyle jest do zrobienia, że nie podejrzewamy, że starczy mu czasu, czy energii. Pozytywn± dla nas konsekwencj± pobytu wła¶ciciela jest polepszenie się jedzenia. Powoli zaczynamy mieć jedzeniow± obsesję. Okołoposiłkowe rozmowy kr±ż± wokół tematu - co zjemy jak wrócimy do domu. Zaczynali¶my z wysokiej półki, teraz marzymy i pizzy i ¶wieżym chlebie z serem. Brak nabiału daje się najpotężniej we znaki Adze, szczególnie, ¿e ogólnie dostêpny d¿em pomodorowy już u większoœci woluntariuszy wzbudza ogólny niesmak.

Potem, juz tradycyjnie, sprzątanie obozu i lódki, a przy okazji szkolenie, co robic ,jeśli wydarzylby sie wypadek nurkowy. W te i z powrotem nosimy nasza managerke, trenujemy podawanie tlenu i wszelkie procedury związane z wzywaniem pomocy przez telefon satelitarny.

 

do początku strony

 

28/05/2005

Dzi? znowu dzien wolny. Czas nam strasznie przyspieszy3 i w ogóle nie czujemy, ?e up3yne3o ju? piea dni od poprzedniego wolnego dnia. Dzi? generalnie leniuchujemy, ale też pop3yneli?my pirog? na ma3e snorklowanie -- widoczno?a 5-6 metrów, ale ca3kiem przyjemnie -- i przejzymy dzi? jeszcze raz ryby. Jutro jest ostatnia sznasa na egzamin. Jak na razie tylko jednej osobie, naszej obozowej wzorowej uczennicy Shami, się powiod3o. My nie nastawiamy sie jako? strasznie na zdanie. Rybek i tak chcemy sie nauczya, ale czy bedziemy je potem liczya w wodzie, czy tylko organizmy denne, jest nam wszystko jedno, szczególnie, że już sie zdecydowali¶my na kurs ratownika nurkowego, który zajmie nam co najmniej tydzień. W sumie to powoli zaczynamy się niepokoić, że nie uda nam się tego wszystkiego pomie¶cić, bo dni przebiegaj± nam r±czo.

Swoją droga, okazalo sie, dlaczego lokalni mieszkancy snuli sie kolo lodzi w mangrowcach. Zbiegly manager oddal ją swojemu nastepcy, a ten z kolei postanowil przekazac ją wiosce, pod warunkiem, ze mieszkancyAndavadoaka sami ją wyremontują. Lódka zostala ściągnieta do brzegu i dziś cala wioska zebrala sie, zeby ją wyciągnąc na brzeg podczas przyplywu. Cześc naszej ekipy poszla pomagac, my natomiast otworzylismy "loze szyderców" i z daleka przyglądalismy sie ich wysilkom. A bylo sie czemu przyglądac. LódŸ zostala obwiązana dwoma linami, które ciągnely dwie ekipy, to troche w prawo, to troche w lewo. W wirze zmagan zajelo wszystkim sporo czasu, zeby sobie uswiadomic, ze ciągną lódL, która od strony morza trzyma kotwica. Tak, ze po godzinie wysilków nalezalo lódL z powrotem zepchnąc a kotwice odciąc. Wieczorem lódL znalazla sie w jednej trzeciej na brzegu, a wszyscy mieszkancy wioski zakonczyli prace popijaniem lokalnego bimbru. My dla odmiany wdaliśmy sie w kolejną z dyskusji o tym, jak powinno sie pomagac wiosce, duskusje, która, jak zwykle, skonczyla sie na interesującej rozprawie o róznicach miedzy europejskim a lokalnym podejściem do zycia.

 

do początku strony

 

przygotowania: podróż : tydzien 1 : tydzien 2 : tydzien 3 : tydzien 4 : tydzien 5

galeria : strona domowa Agi i Lukasza










Korytarze w Yellow Brick Road
Homary madagaskarskie
Formacje skalne na Yellow Brick Road
Nasz Srodek trnasportu do Morombe

Lotnisko w Morombe

Biuro Air Madagascar

Bar Eclipse - lokalna jadlodajnia

Noc nad Adavadoaka

burza

burza

owoce mangrowców

korzenie mangrowców

mały mangrowiec

korzenie mangrowców tworzšce rozgwiazdę

mangrowce

Jednoszczypcowy krab